Motyle i ćmy - E. Przydryga - Recenzja






Tytuł : "Motyle i ćmy"
Autor : Ewa Przydryga
Wydawnictwo : Novae Res
Gatunek: thriller psychologiczny/kryminał 
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 306 






Kiedy pewnego letniego dnia pojawiła się zapowiedź książki "Motyle i ćmy", wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać, głównie ze względu na niesamowicie intrygujący opis. Pamiętam, że odnotowałam sobie wówczas jej tytuł i oczekiwałam dnia premiery. Ale w między czasie na rynku wydawniczym pojawiały się co raz to nowe powieści, które bardziej zwróciły moją uwagę i zwyczajnie zapomniałam o książce "Motyle i ćmy". Jednak przypomniano mi o niej całkiem niedawno i zdecydowałam się po nią sięgnąć. I to była bardzo dobra decyzja. Nie spodziewałam się, że powieść ta, będąca thrillerem psychologicznym, tak bardzo mnie pochłonie i nie będę mogła się od niej oderwać. Nawet teraz, będąc kilka dni po jej lekturze, nie mogę przestać myśleć o przedstawionej w niej historii. Zapraszam na recenzję :)


Ewa Przydryga urodziła się i mieszka w Poznaniu. Jest absolwentką filologii angielskiej, pracuje jako nauczycielka i tłumacz języka angielskiego. Jej pasją są podróże po najodleglejszych zakamarkach Francji; i w jedną z nich, biegnącą przez tamtejsze metropolie, zapomniane wioski, a wreszcie świat wyobraźni, zabiera czytelników swojej książki. "Motyle i ćmy" są jej debiutem literackim. 

Julia Różańska jest młodą i początkującą projektantką, która już została doceniona przez jeden z domów mody, dla którego przygotowuje najnowszą kolekcję z wykorzystaniem złotych pajęczych nici. Jeśli zaprojektowane stroje zostaną dobrze przyjęte oraz pozytywnie ocenione przez publiczność i najważniejsze osobistości świata mody, to Julia będzie mogła liczyć na lepsze stanowisko, większe pieniądze, a przede wszystkim sławę. Pewnego dnia kobieta otrzymuje wiadomość, że niebawem odbędzie się spotkanie klasowe w liceum, do którego niegdyś uczęszczała. To sprawia, że Julia coraz częściej wraca wspomnieniami do przeszłości, do pewnego majowego dnia sprzed dziesięciu lat, kiedy znaleziono jej przyjaciółkę martwą. Na szkolnym zjeździe w Poznaniu dowiaduje się, że będzie wznowione śledztwo dotyczące śmierci Sary - jej przyjaciółki. Uświadamia sobie wówczas, że wkrótce będzie musiała ujawnić skrywane dotąd sekrety. Tymczasem dostaje wiadomość, że na miesiąc przed pokazem Paris Fashion Week doszło do włamania do jej pracowni i zniszczono wszystkie przygotowane stroje...

Co wydarzyło się majowego dnia dziesięć lat temu? Co było przyczyną śmierci Sary? Co Julia miała z tym wspólnego? Co ukrywa młoda projektantka i czego się obawia? Kto włamał się do jej pracowni? Komu zależało na zniszczeniu jej kolekcji? Czy włamywacz zostanie schwytany? Kto pomoże Julii w przeprowadzeniu jej własnego śledztwa? Na czyją pomoc będzie mogła liczyć przy ponownym nabyciu złotych pajęczych nici i odtworzeniu całej kolekcji? Jak potoczą się dalsze losy Julii?

Główną bohaterką, a jednocześnie najbardziej intrygującą (w moim odczuciu) postacią jest Julia Różańska. Od początku wiadomo, że skrywa pewne tajemnice z przeszłości, które stopniowo są odkrywane i ujawniane. Na pewno jest kobietą ambitną, pragnącą osiągnąć sukces i zdobyć sławę, na które niewątpliwie pracowała przez ostatnie lata. Ponadto sprawia wrażenie osoby zagubionej, wystraszonej, pełnej obaw i wątpliwości, a także bardzo skrzywdzonej i doświadczonej przez los. Nie potrafi do końca zapomnieć o przeszłości, uporać się z traumatycznymi wspomnieniami oraz zaznać spokoju i szczęścia. Nie mogę i nie chcę za bardzo rozpisywać się nad jej postacią, bo wówczas za dużo musiałabym zdradzić, a tym samym odebrać Wam przyjemność lektury tej powieści i poznania jej przeszłości, która miała ogromny wpływ na jej późniejsze życie. 

W powieści pojawia się mnóstwo postaci  odgrywających role drugoplanowe i trzecioplanowe. Poznajemy jej narzeczonego Adriena, który - z jakiegoś nieznanego mi powodu - od początku nie wzbudzał mojej sympatii. Z czasem okazało się, że to mężczyzna skupiony wyłącznie na swojej karierze i pozycji, bardzo egoistyczny, któremu zaczęły przeszkadzać pewne sprawy z przeszłości jego partnerki i zależało mu aby nie ujrzały one światła dziennego, bo wówczas zepsułyby jego reputację. Kolejną osobą jest  Marek - były partner Julii, jeszcze z lat szkolnych. Łączyło ich prawdziwe i głębokie uczucie, które nie przetrwało próby czasu. Po prostu któregoś dnia kobieta go porzuciła, nie ujawniając prawdziwego powodu rozstania. Mężczyzna przez te wszystkie lata nie mógł pogodzić się z jej decyzją, a jego uczucia względem niej nigdy tak naprawdę nie wygasły. Natomiast najbardziej pozytywną osobą powieści jest Gabrysia - siostra Julia. To odważna, pełna energii, z dystansem i humorem podchodząca do życia kobieta, która jest w stanie poświęcić wiele, a nawet zaryzykować własne życie dla najbliższej jej osoby. Jej wypowiedzi, spostrzeżenia niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. 
Ponadto w książce przewija się wiele innych osób, a każda z nich odegrała jakąś konkretną, czasem mniej a niekiedy bardziej znaczącą rolę. Muszę przyznać, że mnogość postaci akurat w tej powieści kompletnie mi nie przeszkadzała (jak to bywało w przypadku niektórych książek).

"Dlaczego musiało być mi wtedy tak piekielnie dobrze?
Potem z nikim innym nie czułem już takiej bliskości.
Ani fizycznej, ani duchowej. A czy ona czuła to samo? Chociaż w połowie?
Nigdy nie zdążyliśmy tego powtórzyć ani nawet na ten temat porozmawiać.
Dwa tygodnie później, po powrocie z Cannes coś pękło już na zawsze,
a my staliśmy się sobie całkiem obcy."

Fabuła powieści jest bardzo oryginalna, ciekawa, a przede wszystkim niezwykle wciągająca. Tak bardzo zgłębiłam się w tę historię, że trudno było mi oderwać się nawet na chwilę. Już sam prolog był dla mnie zaskoczeniem, ponieważ zwyczajnie nie spodziewałam takiegoż wstępu. Cała opowieść zaczyna się krótkim opisem pewnego majowego dnia 2002 roku, kiedy to znaleziono w Cannes zwłoki Sary - licealistki z Polski uczestniczącej w wycieczce szkolnej. Była ona najlepszą przyjaciółką Julii. Kolejne rozdziały natomiast ukazują życie Julii dziesięć lat po tragicznym wydarzeniu. Kobieta ukrywa pewne fakty z tamtego dnia i obawia się, że w końcu będzie musiała się zmierzyć z przeszłością. Tym bardziej, że zostaje wznowione śledztwo w sprawie śmierci Sary. Z czasem okazuje się, że włamanie do pracowni, a zarazem zniszczenie kolekcji Julii ma ścisły związek z tragicznym zdarzeniem z przeszłości. Nie ukrywam, że miałam swoje przypuszczenia co do osoby, która mogła być jednocześnie mordercą i włamywaczem. Byłam nawet przekonana, że moje podejrzenia są słuszne. Jak bardzo się jednak pomyliłam. Zostałam totalnie zaskoczona i zbita z tropu, zarówno jeśli chodzi o wyjaśnienie śledztw (morderstwo i włamanie) oraz ujawnienie sprawcy. Tego to już kompletnie się nie spodziewałam. Przyznaję, że po skończeniu książki, analizowałam jeszcze całą historię i nawet powtórnie poddając się lekturze, nie wpadłabym na trop, że akurat ten konkretny człowiek może być winnym popełnionych czynów.

Akcja powieści toczy się w dość szybkim tempie i w różnym miejscach (Poznań, Paryż, Bali). Ciągle coś się dzieje, ujawniane się nowe fakty, mają miejsce kolejne wydarzenia. Nie odnotowałam ani jednego momentu znudzenia. Każda kolejna przewracana strona była jedną wielką niewiadomą. Nie można było niczego konkretnie przewidzieć. Powieść czytałam z ogromnym zaangażowaniem, wnikliwością i podekscytowaniem. 

"Motyle i ćmy" to opowieść o radzeniu sobie z traumatycznymi wspomnieniami z przeszłości oraz z utratą bliskiej osoby, o śmierci, obawach, lękach, strachu, niepewności, podejmowaniu trudnych i ważących na całym późniejszym życiu decyzji, karierze, zdobywaniu sławy, o miłości, przyjaźni, siostrzanej więzi, a także poszukiwaniu spokoju, osiąganiu spełnienia i szczęścia. To powieść wielowątkowa, poruszająca wiele ważnych zagadnień (np. gwałt, narkotyki, poczucie odrzucenia i braku akceptacji). Książka jest połączeniem elementów charakterystycznych dla thrillera, kryminału i powieści obyczajowej.

Zdecydowanie jestem pod wrażeniem powieści "Motyle i ćmy". Jej atutami są: zaskakująca, intrygująca, nieprzewidywalna, zniewalająca i trzymająca w napięciu fabuła, lekki i łatwy w odbiorze styl pisania, bardzo dobrze wykreowani bohaterzy oraz hipnotyzująca i tajemnicza okładka. Moim zdaniem to bardzo udany debiut literacki, po który naprawdę warto sięgnąć. Serdecznie polecam!


"- (...) Czasami świat tak po prostu wypada z rąk, a ty bezradnie zbierasz te jego rozbite kawałki, 
które już nie chcą się ułożyć.
I sama nie wiesz, kim się stałaś, podejmując takie, a nie inne decyzje.
Czy nadal niosą cię skrzydła motyla, a może już na stałe wrosły w ciebie te należące do ćmy.
Wiele rzeczy mogło potoczyć się inaczej.
Nie zmienimy tego, co już było."






















Prolog książki 

23 maja 2002 r.

To nie może kończyć się tu. Nie teraz. Nie moje życie…
Spokojnie. To tylko koszmar. Znów moja bujna, chora wyobraźnia spłodziła okrutną wizję-bękarta. Zaraz się obudzę. To tylko sen.
Czyżby?
Co ja bredzę? Po co wciskam sobie ten kit? Kretynka.
Dobrze wiem, że nic tu ode mnie nie zależy. Nie mogę tak po prostu uszczypnąć się i znaleźć w bezpiecznym domu, wtulona w miękką kołdrę. To piekło na jawie, a nie nocna zmora.
Ciągle leżę nieruchomo na tym łożu tortur, nawet ciało nie jest już moje, nie słucha, stało się zimne i obce. Dziwne, bo skoro się mnie wyrzekło, to chyba nie powinno mi zadawać tego piekielnego bólu – jakby setki pocisków rozsadzało mi głowę od środka. I jeszcze brzuch, szyja, nogi… nadal czuję, jak drżą. Przecież nie powinnam czuć niczego, może poza bezpiecznym ciepłem. Tak jak zapewniają ci, którzy byli na chwilę po tej stronie.
Ale to nie koniec bzdur, którymi nas karmią. Nie ma tu żadnej anielskiej szaty, ciepłych głosów, niebiańskiej świty i światełka w tunelu. Nic. Po prostu ciemność.
Skąd w ogóle się tu wzięłam? Zaraz zbiorę myśli… Niech tylko to piekło pulsujące w głowie da mi wreszcie spokój. Jeszcze chwila… Obrazy wracają, widzę je trochę jak przez mgłę. Po chwili rażą niczym nachalna jarzeniowa lampa.


Wracam do przeszłości.
Pierwsza odsłona. Noc. Zawsze czułam się w niej bezpieczna, także tu, w Cannes. Obrazek jak z bajki: idę promenadą w stronę przystani, rozgwieżdżone niebo oświetla drogę, usypiając moją czujność, a morze leniwie wyrzuca fale na brzeg. I tylko ból głowy mąci mi tę idyllę.
To właśnie tam podejmuję najgorszą w życiu decyzję: słucham przyjaciółki i godzę się iść z nią na tę imprezę, do całkiem obcych ludzi.
Następny kadr wspomnień nadciąga szturmem. Jestem już w środku, na pokładzie luksusowego jachtu. Z początku myślę, że może jednak to ona miała rację, że niepotrzebnie panikuję, bo co złego może się wydarzyć, skoro jesteśmy tam razem? Żałuję już kilka chwil później, kiedy zaczyna się z nami dziać coś dziwnego. Zamiast ochłonąć w łazience, mylę drogę i trafiam do jakiegoś małego pokoju pod pokładem. Widzę tam te dwie twarze i czuję, jak ziemia usuwa mi się spod stóp, a ja nie mogę oprzeć się sile grawitacji i na próżno usiłuję utrzymać równowagę. W powietrzu unosi się zapach żywicy, a dookoła mojej głowy wirują modrzewiowe, masywne deski zdobiące wnętrze kabiny. Twarze są coraz bliżej, czuję zapach potu połączony z ekskluzywną wodą perfumowaną, który w tej konfiguracji przypomina smród padliny… Ich odór oplata mnie jak bluszcz, wciska się wszystkimi szczelinami do środka. Jest mi niedobrze…
Dociera do mnie, że nie zabłądziłam. Taki był ich perfidny plan. Miałam się tu znaleźć. Wpadłam.
Słyszę chichot, a moje ciało drętwieje… Jestem wobec nich bezsilna… marionetka w rękach dwóch szaleńców.
Czuję na sobie ich dotyk, jeden trzyma mnie w pasie, a drugi przyciska rękę do mojej brody i napierając na skórę, zsuwa ją aż po pierś. Gdy tam dociera, dźwięk, coś jakby pękająca struna, wydobywa się spod jego palca.

Widzę wtedy, jak tęczowe koraliki jeden po drugim umykają z mojej sukni i uderzają o podłogę z brzękiem tłuczonego szkła. Kabina aż huczy od dźwięków, gdy dwa krzyki wydobywają się z rozpruwanej sukni i mojego gardła, odbijając się głuchym echem od ścian. Nikt jednak nie przychodzi na ratunek. A przecież są tam, dobrze wiem. Świetnie się bawią. Ich śmiech i głośna muzyka pulsują przez drzwi. Z całych sił wołam o pomoc, zanim mój głos nie zmienia się w ciche skomlenie zbitego psa.
Po chwili nie stać mnie już na żaden nawet odgłos, złudzeń pozbawia mnie ta ręka – zawisła właśnie nad moją głową. Zamykam oczy, nie chcę patrzeć, jak przygniata mi usta. Ale nie oddam im siebie tak łatwo… za nic… Paznokcie wbijają się w skórę jednego z nich po omacku, a zęby stemplują wnętrze tej dłoni dwoma rzędami maleńkich, krwawiących wyrw.
„Suko” – wdziera się do moich uszu. „Zaraz pożałujesz” – jego wycie rozsadza mi głowę.
Nie wiem, który spełnia tę groźbę, ale coś miażdży mi nogi, bezwolne, nieposłuszne.
Chciałabym uciec od swojego ciała, nie odczuwać go, znieczulić cały organizm końską dawką anestetyku. Byleby tylko nie czuć… Nie czuć tego bólu wcinającego się do środka jakby brzytwą, nie czuć ognia trawiącego mnie pod fałdami poranionej sukni, nie czuć tej fali pomyj przetaczającej się przez moje ciało…
Myślę, żeby tylko przetrwać. Nie poddać się. Przeczekać. I kiedy już będę się mogła – ruszyć, zaatakować i uciec. Wykorzystam ich nieuwagę. Nie mają mnie jeszcze całej. Zapomnieli, że mam wolne ręce. Na parapecie stoi ciężka butelka do połowy wypełniona whisky. Teraz stała się moją sojuszniczką – grube szkło, idealne do roztrzaskania głowy. Nie zawaham się. To jedyne, co mam pod ręką do obrony. Jeszcze trochę, sięgnę po nią, pieprzone kilkanaście centymetrów dzieli mnie od mojej jedynej szansy.
Mam dla kogo walczyć. Tam, na zewnątrz, czekają na mnie. Kochają mnie. Przetrwam dla nich. To dodaje mi jakiejś nadludzkiej siły. Nie może być już przecież gorzej – pocieszam się.
Nic z tego. Ten drugi, w dredach, przewiduje mój ruch, zachodzi od tyłu.
Jedno pchnięcie wbija mnie w materac. Upadając, uderzam głową o kant łóżka. Coś w jej środku chrupie niczym rozdeptywana muszla. Czuję, jak lepką, gorącą strużką krwi sklejam się z poduszką.
I wtedy pasuję. Już nie mogę. Sama sobie odmawiam posłuszeństwa. I choć nie usłyszycie, to przepraszam…
Mamo, Tato.
I ciebie, siostrzyczko.
I ciebie także, mój kochany. Powinnam ci powiedzieć. Będziesz się obwiniał.
Zawiodłam nas. Nawaliłam na całej linii. Wiem.
Ale jednego nie spaprałam. Te sukinsyny noszą moją pamiątkę, wydłutowaną paznokciami pod ich skórą. Zostanie na długo. Oby wystarczyła, aby ich dopadli…
*
Czuję ulgę… Już mi lepiej, ten przeklęty tętent w głowie oddala się i niknie gdzieś tam, jest już poza mną. Wszystko gaśnie… Myśli bledną. Chowam się w tej ciemności. Nie muszę nic… czuć… ani oddychać. Nic.
Udostepnij na Google Plus

Sugestia

Zapraszamy do zajrzenia również na inne blogi o podobnej tematyce
    Blogger Comment
    Facebook Comment